Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Największy dar

Święta Zmartwychwstania Pańskiego, Święta Wielkanocy.

To szczególny czas. Nie chodzi o umartwienie, czy samą zadumę, lecz o poznanie siebie, głębi swojego serca.

Czy znajdziemy w nim miejsce dla Ciebie Jezu? Czy jesteśmy gotowi, ażebyś przyszedł, gdy nadejdzie nasz kres?

Tak często uciekamy od rozmyślań o śmierci, o naszym końcu życia tutaj na ziemi.

Czynimy to z różnych pobudek – czy to ze strachu przed nieznanym, czy też z powodu naszych niedokończonych spraw, bądź jeszcze z powodu niespełnionych marzeń.  Możemy to skwitować bardzo krótko: ułomnością naszej wiary. Na ironię, przecież perspektywa życia po doczesnej egzystencji to fundament naszych wierzeń.

Czcimy naszego Pana nie dla raju ziemskiego, nie dla powodzenia na tym świecie, lecz w nadziei

pełni życia w Niebie. Modlimy się, przystępujemy do sakramentów, wielbimy oraz zawierzamy się Bogu. Są to małe kroki na drodze do Nieba. Nieraz droga ta jest bardzo trudna, pełna wyrzeczeń, bądź cierpienia. Nie powinniśmy patrzeć na trud dnia dzisiejszego. Nie powinniśmy nawet przykładać zbyt wielkiej wagi do radości tu i teraz. Wszystko tutaj jest przecież tak ulotne, może się skończyć w każdej chwili, zgasnąć jak świeca.

Jesteśmy na ziemi, jak brzydkie larwy, które mają za zadanie tylko wzrosnąć, potem umrzeć w kokonie śmierci, by następnie odrodzić się jako piękne motyle, gdy nadejdzie czas zmartwychwstawania.

Tą wieczną nagrodę powinniśmy mieć zawsze w myśli. Tak często tracimy ją z oczu, zapominamy o niej w życiowym biegu, pełnym rozproszeń, marnych uciech i lichych pokus.

Uświadamiajmy sobie, każdego dnia na nowo, że to jest nasz cel: pełnia miłości, którą doświadczymy w przebywaniu z naszym Panem.

Jestem głęboko przekonany, że nie zgłębiamy tej tajemnicy życia wiecznego nie bez powodu.

Nie możemy pojąć istoty Nieba. „Szczęście, które się nie kończy” – cóż to ma znaczyć? Często sam myślałem, po co mi ta wieczność? Przecież wszystko ma swój kres, wszystko jest wtórne i marne. W końcu i tak przecież poznamy Boga na tyle, że zanudzimy się i Jego obecnością. Ileż można Go wsławiać, wielbić i cieszyć się tym wszystkim?

Wydaje mi się, że wielu z nas ma takie typowo ludzkie myślenie. Ukrywamy je sami przed sobą, w myśl zasady „jakoś to będzie”, byleby dotrzeć do tego raju. Z jednej strony, to piękne –  taka ufność Bogu. Z drugiej jednak strony, to wygodne podejście może być dla nas okrutnie zgubne. Jak możemy się odnaleźć w raju, gdy nie zgłębiamy chociaż rąbka tajemnicy Bożej obecności? Tutaj przychodzi odpowiedź.  Jest coś, czego pragniemy zawsze i zawsze więcej, bez końca: miłość. To właśnie w niej możemy spotykać Boga, bo przecież to On jest całą miłością.

Przypomnijmy sobie wszystkie najpiękniejsze obrazy z życia: wschody i zachody słońca, wodę i ogień, wiatr i zieleń, góry i doliny, kolory i dźwięki. Stąd przejdźmy głębiej. Przypomnijmy sobie twarze naszych bliskich, ich uśmiech, ich śmiech, te wszystkie dobre emocje, które w nas budzą.

Wobec nich, skala miłości wydaje się przeogromna. Łzy zbierają się w naszych oczach na pewne wspomnienia pełne radości, a jednak te wszystkie drobinki piękna, drobinki miłości, to tylko ułamek ułamka wobec naszego Boga.


Czy teraz naprawdę myślicie, że moglibyście mieć Go dość, jakąkolwiek miarą?

Teraz, gdy choć w najmniejszym stopniu dociera do nas ta perspektywa, wiemy co robić.

Wystarczy tylko pójść za Nim, za Zmartwychwstałym Chrystusem… Ale, czy wobec takiej miłości, nie jesteśmy nic winni naszym bliskim? A może szczególnie tym, którzy od radości wiecznej są tak daleko, odcięci murem grzechu, innym razem bólem swoich przeżyć.

Bądźmy dla innych tym wzorem radości i pokory Bożej, miejmy ich zawsze w swojej modlitwie, pokutujmy za grzechy innych z różańcem w ręku. Często to  najlepsze, co możemy dla nich uczynić. To ogromny dar serca. Każda modlitwa jest bowiem wysłuchana i nie zmienia tylko nas, ale ratuje nasz świat przed upadkiem w grzechu.

Te słowa mogą wydawać się trudne, mogą być wyzwaniem. Jednak w naszej perspektywie ludzi wierzących, to najlepsze życzenia, jakie możemy otrzymać: umacniania w duchu, wzrastania w wierze oraz budowania swojej tożsamości jako dzieci Bożych.

Choćbym chwilami miał poczucie, że to wszystko tak niewiele znaczy, że wobec świata jestem prochem, to mam przekonanie, że nawet najmniejszym dobrym dziełem zbliżam się do Ojca.

Jeżeli, choć w drobnym stopniu, przyczynię  się do pchnięcia jednej zagubionej duszy w stronę ocalenia, Bóg dozna ogromnej radości z jej powrotu i będzie Go rozpierać duma z powodu tego, że ma takie dzieci jak MY.

Z ogromną miłością dla Was,

Mateusz